Ewa Sikorska (siostra kompozytora)
Był człowiekiem o niesamowitej amplitudzie osobowościowej, zlepkiem sprzeczności i paradoksów, nadwrażliwcem, który mocno wszystko przeżywał. Miał w sobie coś porywającego, potrafił być wspaniały, zachowywać się z klasą i wielkim gestem. Ale bywał też okrutny i perfidny. Samego go męczyło, że był taki.
Jego inteligencję cechowała błyskotliwość, przenikliwość a nawet napastliwość. Wyrażał się zwięźle i niezwykle celnie. Ciekawe, że autorytetów szukał raczej wśród filozofów (fascynacja Kołakowskim), a nie u muzyków, choć cenił bardzo Lutosławskiego. Był agnostykiem, ale interesowało go religioznawstwo.
Ojcu zarzucał wstecznictwo, był jednak do niego mocno przywiązany. Po jego śmierci powiedział do mnie: „Myślałem, że ojciec będzie zawsze”. Jako dzieci, żyliśmy pod kloszem i dlatego długo byliśmy niedojrzali. Tomek pozostał człowiekiem z nieodciętą pępowiną. Był słabego zdrowia, Miał wadę serca i nietypowy, dziecięcy reumatyzm.
Czuł się w życiu bardzo wyobcowany. Był samotnikiem, który nienawidził swej samotności. Osamotnił się z wyboru, osaczył tak, że nikt nie miał do niego dostępu i nie był w stanie mu pomóc. Dużo w nim było autodestrukcji. Do absurdu bezkompromisowy, także w twórczości, za wszystko sam płacił w każdym sensie.
Nazywał się „dzieckiem wojny”, mówił też: „Zapędziłem się w życiu, nie ma dla mnie odwrotu”. Był „wyrzutem sumienia pokolenia”.
Komponował zawsze przy fortepianie, grając powtarzane wielokrotnie akordy. Pisał sobą. W twórczości pozostał człowiekiem jednego tematu, jak wszyscy wielcy.