Choroba na śmierć na recytatora, 2 fortepiany, 4 trąbki i 4 rogi (1976)
Choroba na śmierć do tekstu duńskiego filozofa i poety Sørena Kierkegaarda to, obok powstałego dziesięć lat później Diario 87, w twórczości Tomasza Sikorskiego taki utwór, w którym pesymistyczna wizja świata ujawnia się z największą mocą. Muzyka – skupiona, gęsta, ciemna, jakby stłumiona – pełna jest napięcia oraz intensywnego wyrazu.
Ze względu na użyty materiał kompozycja ta nie wyróżnia się spośród innych, powstałych w tym samym okresie. Składają się na nią cztery niezbyt skomplikowane jakości brzmieniowe:
- piony akordowe, powtarzane w jednostajnym rytmie,
- długie „plamy" akordowe budowane z aperiodycznie powtarzanych dźwięków,
- krótkie, grane możliwie jak najszybciej moduły o ostrym, pełnym energii wyrazie oraz
- długie, ciężkie, jakby kroczące akordy.
Jednak ich zestawienie i sposób użycia w utworze tworzą niezwykle interesującą i zwartą całość. Statyczność kompozycji nie oznacza monotonii. Równoważona jest ona przez dysonansowość muzyki, która stale podsyca w słuchaczu poczucie zaniepokojenia. Już na początku utworu Sikorski zastosował ciekawy zabieg, w wyniku którego powtarzane w przesunięciu fazowym akordy okazują się być daleko brzmiącym echem dzwonów, o których mowa na początku recytowanego tekstu Kierkegaarda:
O, a jeżeli dzwony przestaną bić, dzwony czasów umilkną; gdy gwar świata ucichnie, a nieustanny i bezpłodny wir próżnych zajęć przeminie, gdy wszystko się uspokoi wokół ciebie – jak w wieczności – czymkolwiek byłeś, mężczyzną czy kobietą, bogaczem czy żebrakiem, człowiekiem zależnym czy niezależnym, szczęśliwym czy nieszczęśliwym, czy udziałem twym był blask korony na szczytach, czy też niepozorne istnienie w trudzie i znoju, czy imię twe będą wspominać, dopóki świat istnieje (i było wspominane od kiedy świat stoi), czy też jesteś bezimienny w tłumie niezliczonym, czy wspaniałość, która cię otacza, przeszła wszelkie ludzkie słowo, czy też potępił cię najsurowszy i hańbiący sąd ludzki – wieczność pyta każdego osobno z tych milionów i milionów ludzi, pyta o jedno tylko: czyś żył w rozpaczy, czy bez rozpaczy, czy w rozpaczy, o której nic nie wiedziałeś, czy też ukryłeś tę chorobę w swoim wnętrzu jak męczącą tajemnicę, jak grzeszny owoc miłości pod sercem, czy też, będąc przerażeniem dla innych, sam szalałeś w rozpaczy. A jeżeli tak, jeżeli żyłeś w rozpaczy, to czy wygrywałeś, czy przegrywałeś w życiu, teraz wszystko dla ciebie przegrane, wieczność do ciebie się nie przyzna, nie znała cię nigdy, albo, co jeszcze straszliwsze, pozna cię, jak ty sam znasz siebie, i uwięzi na zawsze w samym tobie i w twojej rozpaczy.
Pesymizm w odniesieniu do człowieka, będącego istotą skażoną rozpaczą i pochłoniętą wirem bezowocnych działań, zdaje się znajdować wyraz na przestrzeni całego utworu, pomimo iż tekst pojawia się dopiero w ostatnim jego ustępie, stanowiąc jakby dookreślenie muzyki. Większa część dzieła staje się zatem wstępem zmierzającym do jasnego i dobitnego przedstawienia bolesnej prawdy o człowieku. Przesunięcie muzyki na plan dalszy było zabiegiem w pełni zamierzonym. To bowiem słowa mają być głównym nośnikiem treści. Muzyka ma natomiast zbudować coraz większe napięcie, które – jak to zazwyczaj bywa u Sikorskiego – potęgowane jest wymową tekstu i pozostaje nierozładowane. Całość jest starannie wyważona i dogłębnie przemyślana.
Nie wszystkim krytykom Choroba na śmierć przypadła do gustu. Olgierd Pisarenko po prawykonaniu utworu na „Warszawskiej Jesieni” w 1977 roku pisał na przykład w „Ruchu Muzycznym”:
[…] do upojenia powtarzane „trzy akordy na krzyż”, rozpisane na dwa fortepiany oraz trąbki i waltornie, musiały starczyć za całą muzykę i „robić nastrój” wokół sugestywnego cytatu Kierkegaarda. Jakoż zrobiły ów nastrój wcale udanie, trochę w stylu ilustracji do słuchowiska radiowego. Kierkegaardowi oczywiście nie było to wcale potrzebne, ale i nie przeszkadzało.