Na przełomie 1975 i 76 roku Tomasz Sikorski przebywał w Nowym Jorku na rocznym stypendium Fulbrighta. W tym czasie w Columbia-Princeton Electronic Music Center zrealizował w technice kwadrofonicznej utwór o znamiennym tytule Samotność dźwięków (Solitude of sounds). Kompozytor nie znalazł w nowym otoczeniu wielu przyjaciół, dużo czasu przebywał w samotności, zamknięty we własnym pokoju. Planował nawet wcześniejszy powrót, ale miesięczna wizyta jego byłej żony Natalii pozwoliła mu wytrwać do końca. Samotność dźwięków nie została dobrze przyjęta podczas premierowego odtworzenia (13 marca 1976 roku) na Uniwersytecie Stanu Floryda w Tallahassee. Sądzić jednak można, że utwór po prostu nie wzbudził zainteresowania, podobnie jak osoba Sikorskiego, który z pewnością szybko zyskał status odludka. Polska premiera tego dzieła odbyła się 25 września tego samego roku podczas jednego z koncertów „Warszawskiej Jesieni”.
Podczas pobytu w Stanach Zjednoczonych Tomasz Sikorski miał również okazję prezentowania swojej dotychczasowej twórczości. Prawdopodobnie działo się to podczas publicznych audycji, a także przy okazji podróży i spotkań, m.in. z japońską pianistką Aki Takahashi, kolegą z Liceum Muzycznego w Łodzi – Piotrem Lachertem oraz wybitnym polskim filozofem Leszkiem Kołakowskim, którego osobą i poglądami Sikorski był niezmiernie zafascynowany.
Wyjazd do USA, ponad wszystko, dał kompozytorowi dobitnie odczuć, jak bardzo jest on samotny. Z traumą wyobcowania zmagał się końca swoich dni, choć wydawać się mogło, że nieustannie budował kolejne mury – świadom swojego losu, pogrążał się w samotności z masochistycznym okrucieństwem. Niemoc, nieumiejętność zmiany własnej sytuacji życiowej wywoływała w nim poczucie rozpaczy, które na co dzień skrywał, a które zaczęło znajdować ujście w jego twórczości. Po powrocie do Warszawy powstała Choroba na śmierć do niezwykle pesymistycznego w swym wyrazie tekstu Sørena Kierkegaarda. Rok później, w 1977 roku podczas „Warszawskiej Jesieni” odbyło się prawykonanie tego utworu z udziałem kompozytora oraz recytującego tekst znakomitego polskiego aktora Zbigniewa Zapasiewicza.
Wydaje się, że Choroba na śmierć stanowiła wówczas rodzaj katharsis, dzięki któremu Sikorski podjął dalsze próby rozwijania i przekształcania swojego języka muzycznego, choć nie można powiedzieć, że pochłonięcie pracą twórczą zasadniczo wpłynęło na zmianę postrzegania przez niego swojej sytuacji życiowej. Po zakończeniu amerykańskiego stypendium Sikorski nie powrócił natomiast do aktywności w Komisji Repertuarowej „Warszawskiej Jesieni”. Poświęciwszy się komponowaniu kompozytor dość szybko wpędził się w tarapaty finansowe. Nie miał bowiem szans na przeżycie z miesiąca na miesiąc zajmując się wyłącznie pisaniem muzyki. Utrzymywał się bowiem wyłącznie ze stypendiów państwowych i zamówień (głównie ze strony „Warszawskiej Jesieni”) oraz tantiem za wykonania, których nie było jednak zbyt wiele. Nie wystarczało to na utrzymanie nawet jednej osoby. Na szczęście z wyciągniętą dłonią zawsze czekał ojciec, który ratował syna z każdej opresji.
Efektem prawie dwuletniej pracy było powstanie Music in Twilight – jednego z najlepszych utworów Tomasza Sikorskiego, nawiązującego do gatunku koncertu fortepianowego. Prawykonanie kompozycji odbyło się na „Warszawskiej Jesieni” 23 września 1978. Szkocką Orkiestrą Narodową z Glasgow dyrygował Andrzej Markowski, a przy fortepianie zasiadł sam kompozytor.
Pod koniec 1979 roku muzyka Sikorskiego zabrzmiała w Saabe w Japonii, gdzie 17 listopada prawykonano Hymnos w interpretacji Aki Takahashi, a także w Atenach na Festiwalu SIMC. W tym czasie powstały też trzy utwory na orkiestrę: Monofonia, Lontano oraz Ostinato. Z nieznanych jednak przyczyn kompozytor nie zabiegał nigdy o ich wykonanie ani o wydanie. Uległy więc zapomnieniu. Podobny los spotkał późniejsze kompozycje orkiestrowe: Dwa portrety oraz Autoritratto.
W roku 1980 Tomasz Sikorski ukończył Struny w Ziemi, które zadedykował Jerzemu Maksymiukowi i prowadzonej przez niego Polskiej Orkiestrze Kameralnej. Do prawykonania utworu doszło 23 września tego samego roku podczas „Warszawskiej Jesieni”. Maksymiuk był kolegą Sikorskiego z Liceum Muzycznego w Warszawie. Cenił jego twórczość, jednak do tamtej pory nie wykonywał jego utworów – być może dlatego, że wcześniej nie powstały kompozycje przeznaczone na skład, którym dysponował. Współpraca obydwu artystów zaowocowała powstaniem jeszcze dwóch dzieł na orkiestrę smyczkową: Pejzażu zimowego oraz La Notte, które zostały prawykonane przez orkiestrę Maksymiuka.
Lata 80. były dla Tomasza Sikorskiego czasem pogłębiających się stanów depresyjnych oraz walki z chorobą alkoholową. Coraz bardziej doskwierał mu też reumatyzm, na który chorował od dzieciństwa. Podczas „Warszawskiej Jesieni” w 1981 roku dał ostatni publiczny występ, wykonując po raz pierwszy w Polsce swoje Hymnos na fortepian solo. Ogromny szok wywołało w nim wprowadzenie stanu wojennego 13 grudnia 1981 roku. Nazajutrz na Placu Zamkowym spotkał Sikorskiego jego przyjaciel Szábolcs Esztényi. Kompozytor stał na mrozie z ogoloną głową, ubrany tylko we flanelową koszulę, wykrzykiwał do przechodniów i milicjantów. Z pewnością stan jego zdrowia pogorszyła też wiadomość, którą otrzymał od Wydziału Spraw Lokalowych jeszcze we wrześniu 1979 roku, nakazująca mu opuszczenie mieszkania przy ul. Polnej, w którym zaplanowane zostało Muzeum Marii Dąbrowskiej. Przenieść się musiał do trzykrotnie mniejszego lokalu znajdującego się nieopodal, przy Placu Konstytucji 2. Zapewne z powodu perturbacji związanych ze stanem wojennym, muzeum powstało dopiero w 1984 roku, a kompozytor zajmował mieszkanie przy Polnej do końca roku 1982. Po przeprowadzce narzekał bardzo na „nowe” mieszkanie, trudno było mu odnaleźć tam warunki do komponowania. Miał też coraz większe problemy z utrzymaniem dyscypliny pracy i rytmu dnia. Cierpiał na bezsenność, wydzwaniał w nocy do znajomych, w dzień natomiast spał. Przechodził kolejne załamania nerwowe, wydawało mu się, że jest podsłuchiwany. W 1985 roku nie ukończył żadnego utworu. Mające swą premierę podczas „Warszawskiej Jesieni” La notte napisane zostało rok wcześniej.
22 lipca 1986 roku umarł ojciec kompozytora. To smutne wydarzenie wpłynęło, wbrew pozorom, na Tomasza Sikorskiego mobilizująco. Powrócił do pracy zaczynając od utworów na wiolonczelę solo: Moderato cantabile oraz Milczenia syren. W roku 1987 powstały jeszcze dwie, ostatnie jego kompozycje: Omaggio per quattro pianoforti ed orchestra im memoriam Jorge Luis Borges – w pewien sposób syntetyzujące dotychczasowe osiągnięcia Sikorskiego oraz niezwykle osobiste i pełne tragizmu Diario 87, powstałe w Polskim Radiu przy asyście Barbary Okoń-Makowskiej. Na tyle starczyło mu sił w ostatnim zrywie twórczym.
Ostatni rok życia Tomasza Sikorskiego był mrocznym, pełnym rozpaczy i zwątpienia czasem, w którym kompozytor tracił resztki kontroli nad własnym życiem. 15 stycznia 1988 roku odbył się w Piwnicy Wandy Warskiej i Andrzeja Kurylewicza koncert, którego jedną część stanowiła muzyka Tomasza Sikorskiego. Kompozytor był już wówczas w bardzo złym stanie psychicznym i nie wytrzymał napięcia związanego z koncertem. Jak wspomina Andrzej Chłopecki:
Czarny pesymizm rodził w nim agresywną niekiedy niechęć do własnych utworów – pisanych w nadziei i słuchanych w masochistycznej złości. Podczas kameralnego koncertu monograficznego z jego muzyką , który odbył się w ostatnim roku jego życia w Warszawie, rozegrała się scena gorsząca i poniekąd skandaliczna: publiczności w słuchaniu swych utworów przeszkadzał kompozytor głośnymi, odsądzającymi od czci i honoru swą muzykę, komentarzami. W głośny zachwyt wprawił go dopiero i jedynie… cytat Calami sonum ferentes Cipriano de Rore użyty przezeń w utworze Modus na wiolonczelę solo.
Sikorski zarzucił już wówczas komponowanie, jakby przekreślił własną twórczość lub ostatecznie pogodził się ze swoim losem. Nie uczestniczył też w prawykonaniu Omaggio na „Warszawskiej Jesieni”, które – wbrew obawom kompozytora – odniosło spory sukces, gdyż było bisowane. Niespełna dwa miesiące po tym wydarzeniu, 13 listopada, Tomasz Sikorski został znaleziony martwy we własnym mieszkaniu. Tragicznego odkrycia dokonała jego była żona – Natalia Sikorska. Kompozytor wówczas nie żył już od kilku dni. Pogrzeb odbył się 22 listopada na Starych Powązkach, gdzie znajdował się grób matki kompozytora, w którym i on spoczął.